Posts Tagged ‘tango coaching’

Długaśna i nudna „krótka instrukcja obsługi” wyprawy do Buenos Aires, a zwłaszcza wyprawy tangowej Cz III.

14 kwietnia, 2008

 

CZĘŚĆ TRZECIA i OSTATNIA – WOKÓŁ TANGA.

 

Może ktoś jest żeglarzem, importerem wołowiny, ktoś pokochał pampę lub chce wspinać się po wschodnich zboczach Andów i traktuje Buenos Aires jako niezbędny przystanek w podróży. Pewnie zdarzają się jacyś ludzie, którzy jeżdżą do Buenos w innym celu niż zbliżenie się do źródeł tanga argentyńskiego. Jednak prawdopodobnie każdy kto tam zawita musi jakoś otrzeć się o to argentyńskie dziedzictwo.

 

Tango przenika Buenos (a przynajmniej te jego części, do których trafiają przybysze z innych stron).  Jest wszędzie.

 

 

Czasem nachalnie i  kiczowato wyskakujące na „deptaki”, często widoczne jako ważna część miejscowej gospodarki, czasem  subtelnie wplecione w siatkę nerwów tego miasta, czasem tworzy coś jakby świat alternatywny, o którym miejscowi nie tańczący tanga wiedzą, że gdzieś jest  ale gdzie i kto tam żyje, i właściwie co robi tego już nie wiadomo.  

 

My przylecieliśmy do Buenos właściwie bez żadnego przygotowania i planu. Naszym celem było „poznać coś nowego”, „przełamać własne schematy”. Ja wiedziałem ponadto, że interesuje mnie „klasyczne” podejście do tanga, a Joasia chciała dodatkowo popracować z ciałem w nurcie nuevo (trochę zakładając, że nuevo interesujące się jogą, baletem itp. poprawi „basic”). W Warszawie, w zwykłym codziennym trybie przeglądając YouTube uzgodniliśmy miedzy sobą (głownie aby na miejscu się o to  nie kłócić) styl których nauczycieli nam się podoba. Joasia miała też rekomendacje od Beaty Mai, że warto aby przekonała się czy pasuje jej „El Chino” (bardziej związany z nuevo, a więc w ogóle go nie znaliśmy). Tuż przed wylotem Asia wysłała maila do Fernando Galera aby sprawdzić czy będzie na miejscu i na jakich zasadach można się u niego uczyć. Okazało się, że taki sposób działania na pierwszy raz jest całkowicie sensowny choć jestem pewien, że następnym razem – już znając jakoś miejscowe realia – zaplanujemy wszystko bardziej szczegółowo.

Praktykowanie tanga w Bs.As oczywiście nie stanowi żadnego problemu. Warto wiedzieć, że należy „mentalnie” oddzielać miejsce (nazwę klubu czy sali – np. Salon Canning) od nazwy praktyki czy milongi (np. Milonga Paracultural w Salon Canning). Inaczej łatwo się pogubić o co chodzi bo pod tym samym adresem w zależności od dnia tygodnia i godziny mamy całkiem oddzielne przedsięwzięcia tangowe (inni organizatorzy, inny charakter muzyki, inna konwencja stroju, inni stali bywalcy i wreszcie inna nazwa). Argentyńczycy wyjaśnili nam dość jednoznacznie, że nocne milongi, a zwłaszcza te z pokazami lub muzyką na żywo – mimo, że intensywnie kisielowane – mają charakter głównie towarzyski. Jest tam świat prawdziwego, żywego tanga argentyńskiego – bywalcy, mistrzowie, ludzie od tangowego biznesu oraz oczywiście turyści patrzący na to wszystko z większym lub mniejszym niezrozumieniem. Najczęściej jest też ogromnie tłoczno. Sądzę, że te imprezy stanowią inną formę stadnych rytuałów – podobnych w swoich funkcjach do ciągłego iskania się i kopulowania wśród pawianów. Ich zasadniczym celem jest ciągłe potwierdzanie lub przesunięcia w lokalnej hierarchii grupowej (szeroko pojętej grupy tangowych bywalców). Jeśli chcecie poćwiczyć lub po prostu potańczyć chodźcie na milongi lub praktiki które odbywają się w dzień (niektóre zaczynają się np. o 15.00 i trwają do 3.00 w nocy! – najpierw są bardziej salą treningową, a później miejscem towarzyskich spotkań i rytuałów). Dodatkowa informacja dla tych z forsą: w BsAs istnieje rozbudowana grupa usług „tango coaching” polegających na płatnym towarzyszeniu ci „profesjonalisty” dowolnej płci (wszystko jedno co to oznacza) w grupowych zajęciach lekcyjnych, lub na milongach (nie sprawdzaliśmy jak to działa i ile kosztuje).

 

 

  1. Informacje o tangu w Buenos. Truizmem jest pisanie, że można je zdobyć z Internetu. Oczywiście można i warto. YouTube daje moim zdaniem znakomity wgląd w styl tańczenia nauczycieli. Wielu z nich ma swoje własne serwisy WWW, a cześć tych serwisów ma dość komunikatywne wersje anglojęzyczne. Niestety tą drogą nie ocenimy  kwalifikacji pedagogicznych mistrzów. Warto mieć świadomość, że wiele z tych osób to samorodne wielkie talenty, diamenty na pokazach ale też po prostu prości ludzie, bez żadnej świadomości tego co i dlaczego właśnie tak, a nie inaczej robią. Niektórzy nie potrafią sklecić prostego sensownego zdania nawet po hiszpańsku (jeśli ktoś był na warsztatach u „El Flaco” to wie o czym mówię). To trochę jak słuchanie w TV wywiadów z tymi bardziej elokwentnymi sportowcami:- „Widzowie chcą wiedzieć jak panu udaje się zdobywać bramki w tak trudnym meczu”. -„No, daje zesiebie wszystko.” –„A tak bardziej konkretnie?” –„Konkretnie to drybling, przyłożenie, strzał i gol. To tak robie konkretnie.”

Wielu nauczycieli uczy komunikatywnie ale w procesie dydaktycznym pozbawionym sensu (widzieliśmy to np. na jakiś zajęciach  w Plaza Bohemia). W sprawie doboru szkół i nauczycieli warto zbierać rekomendacje i nie zadowalać się informacjami w stylu „to świetny facet”. Pytać uczestników warsztatów, pytać wracających z Buenos, patrzeć w blogi np. http://caminitopl.wordpress.com/ ). Niestety sprawę komplikuje dodatkowo problem, że czasem warsztaty grupowe są prowadzone na całkiem innym poziomie niż indywidualne lekcje. Ja na pewno w zakresie tanga salon rekomenduję zajęcia zarówno indywidualne jak i grupowe w szkole „Nuevo Estudio La Esquina” prowadzonej przez Fernando Galera i Vilmę Vega (http://www.fernandoyvilma.com/ ). Mogę też z czystym sumieniem polecić zajęcia grupowe (nie znam indywidualnych) w Tango Esquela  Carlos Copello (WWW.carloscopello.com ) prowadzone przez Fabiana Peralta z partnerką (ona mało znana jeszcze. Zamieściłem link do ich tańca w rozdziale o kisielu.). Joanna była pod wielkim wrażeniem profesjonalizmu zajęć indywidualnych u Marcelo Gutierrez „El Chino” (http://www.pechelo.com/home_en.html ) – nie mylić z innymi licznymi „El Chino”. Ja jako obserwator z zewnątrz  jej trudów myślę, że zajęcia u niego warto łączyć z nuevo albo pozostać jego uczniem na dłużej (bardzo precyzyjne zajmowanie się ciałem, które może „rozbić” klasyczne nawyki i trzeba czasu na poskładanie tego wszystkiego na nowo). Aldona i Arnaud byli zachwyceni lekcjami tango nuevo w Estudio D.N.I. – światowej Mekce nuevo (http://www.estudiodnitango.com.ar ).

  1. Obyczaje. Sporo można już przeczytać na ten temat w blogu caminitopl lub w tym blogu ale podsumuję podstawowe rzeczy dotyczące tanga tradycyjnego (nie wiem jak to wygląda wokół nuevo, które w świadomości starszych Argentyńczyków sytuuje się gdzieś w okolicach popu, rockendrolla, twista lub jeśli w formie profesjonalnej, to blisko baletu nowoczesnego).
    1. W BsAs jesteśmy w obcym kraju i w  kulturze, która nie jest nasza. W dodatku w kulturze, która – choć niezwykle tolerancyjna w wielu sprawach – bardzo poważnie traktuje tango argentyńskie jako swoje WŁASNE dziedzictwo, obszar tworzący miejscowe korzenie identyfikacji narodowej. Pamiętam jak w Rajgrodzie z okazji urodzin Eli G. zrobiliśmy podczas milongi małe show z polskim „tangiem apaszowskim”. Obecny tam Miguel – jeden z mistrzów, nauczycieli starej daty – był niemal oburzony, a co najmniej zdegustowany, że profani  włożyli między utwory tanga argentyńskiego i tańczą jak tango argentyńskie „jakieś tango polskie” i stanowczo wyraził opinię, że tango argentyńskie może pochodzić wyłącznie z Ameryki Południowej. Nie chcę dyskutować o tym, czy my w Polsce na naszych „polskich” milongach mamy „moralne prawo” robić z tangiem argentyńskim co chcemy. Chcę tylko przekazać informację, że jeśli chcemy być zwyczajnie grzeczni wobec miłego i z pewnością życzliwego nam Polakom narodu, to w BsAs  warto stosować się do tangowej obyczajowości, bo to dla tego narodu rzecz naprawdę ważna i poważnie traktowana.
    2. Warto wiedzieć, że milongi tradycyjne są całkowicie pozbawione muzyki  elektronicznej czy nuevo. Dominują tanga, dość mało walców i bardzo mało milong (wtedy też jest najwięcej miejsca na parkiecie). Na milongach „nowoczesnych” jest mydło powidło (łacznie z innymi niż tango rodzajami muzyki tanecznej).
    3. Na lekcjach i praktikach można mieć strój dowolny. Ale – uwaga! – Argentyńczycy/Argentynki bardzo dbają o ubiór, makijaż, świeży zapach, zadbane włosy itp. Na milongach miejscowi występują ubrani w zwyczajne „eleganckie” ubrania (zależne od pory dnia) i zdecydowanie unikają dżinsów i t-shirtów, a panie unikają spodni (bardzo popularnych na ulicach). Wielu panów nosi garnitury (choć krawaty bardzo rzadko). Jednocześnie ukochane w Polsce „wystrzałowe tangowe kreacje” popularne w BsAs wyłącznie wśród nieargentynek – choć pewnie nikogo nie dotykają – są rezerwowane raczej na „wielkie wyjścia” lub pokazy.
    4. Przed wybraniem się na określoną milongę można dokonać telefonicznej rezerwacji miejsca. Zazwyczaj daje się to zrobić w języku angielskim. Warto wymyślić jakieś proste hasło na które rezerwacja ma działać – np. „Polonia”. Należy też wyraźnie zaznaczyć czy rezerwacja jest dla kobiety, czy dla mężczyzny, czy dla pary. Przypominam, że jeśli idziecie jako para i siadacie jako para to właściwie decydujecie się na tańczenie prawie wyłącznie ze sobą (ostatecznie jest niewielka  szansa na innych „nieargentyńczyków). Większość sal tanecznych ma swoje szatnie, które jednocześnie są kasami. Wejście kosztuje 10-15 peso. Buty zmienia się koło szatni (lub ostatecznie przy stoliku). Niezależnie należy odszukać gdzieś przy wejściu, ale już za szatnią gospodarza (gospodynię) milongi – osobę, która ma jakiś swój plan stolików i ich rezerwacji i to właśnie ta osoba  decyduje gdzie was posadzi i należy się temu podporządkować (nie upierać się, że wolicie inny stolik). Stoliki mają obsługę kelnerską. Można zamiast siedzieć przy stoliku stanąć sobie przy barze lub pod ścianą (często taka miejscówka jest korzystniejsza bo bardziej widoczna niż stolik w trzecim szeregu w kącie). Co prawda nie zostawiałem na stoliku kamery czy portfela ale nigdy nie miałem poczucia, że na sali mój plecaczek może zostać okradziony.
    5. Proszenie odbywa się wzrokiem na odległość. Bardzo rzadko widywałem niedoświadczonych obcokrajowców próbujących podchodzić do potencjalnych partnerek ale było to naprawdę mało skuteczne i wyraźnie traktowane jako niegrzeczne. Czasami tez zdarzało się, że jakiś nieudaczny i zdesperowany Argentyńczyk „prosił” łażąc po sali (ale wyłącznie panie już z daleka wyglądające na turystki bo u Argentynek naprawdę zero szans). Jeśli mężczyzna widzi przyzwolenie, zmierza do partnerki po obwodzie sali trzymając z nią kontakt wzrokowy. Kiedy jest już na wysokości jej stolika ona wstaje i podchodzi do niego (zapobiega to krępującej sytuacji, że komuś coś się wydawało tylko). Widziałem jak facet „niechluj” podszedł tylko w pobliże proszonej kobiety, stanął głupio się uśmiechając, a ona przez jakieś 2-3 sekundy poczekała (z miłym uśmiechem patrząc na niego) czy on wreszcie zrobi brakujące półtora kroku poczym miękko odwróciła głowę i tak zakończyła tę sytuację zostawiając kolesia stojącego samotnie na środku parkietu. W następnym utworze zatańczyła z innym gościem, który rozumiał, że to on prosi, a więc ma zadbać aby to nie ona paradowała do niego tylko on do niej. Odprowadzanie po zakończonej tandzie jest już bardziej symbolicznym nadaniem kierunku niż rzeczywistym towarzyszeniem w drodze do stolika. Na czas cortiny wszyscy opuszczają parkiet i zajmują „miejsca obserwacyjne”. Nie ma żadnego sterczenia na parkiecie z „zawładniętą” partnerką (jeśli jest taka rzeczywiście „zawładnięta”, to nawiąż z nią kontakt wzrokowy i pewnie ci znowu nie odmówi).
    6. Taniec odbywa się w bardzo uporządkowany sposób w koło po obwodzie parkietu (czasem w dwóch lub nawet trzech „sznurkach”).  Na samym środku czasami można zauważyć kilka par tańczących bardziej spontanicznie. Ale nawet one bardzo uważają żeby nikogo nie potrącić. Sensem tanga argentyńskiego w BsAs jest czerpanie przyjemności z muzyki, z kontaktu z partnerem itp., a nie przyjemności z gimnastyki i sprawności fizycznej (do tego służą fitness kluby i  tango nuevo). Potrącanie w tańcu nawet jeśli zrobione całkiem bez złej woli jest uważane za skrajne łamanie reguł, przeszkadzanie innym w czerpaniu należnej im rozkoszy, niegrzeczne i zdecydowanie „karygodne”. Potrąciwszy jakąś parę można całkowicie spalić się dla innych partnerek albo nawet być zostawionym w środku tandy przez własną partnerkę, z którą się tańczy. Wykluczone są zatem wszelkie kroki pod prąd lub w poprzek tańczących kręgów, bardzo ograniczone jest zatrzymywanie się lub wyprzedzanie (choć ruch bywa straszliwie powolny).  Niezbędne natomiast są umiejętności tangowego kisielu. Jeśli tego nie potraficie, to tańczyć chodźcie wyłącznie na praktiki, a na milongi tylko obserwować.
  2. Tangowe zakupy.

Oczywiście warto spisać adresy i rekomendacje z blogów i z innych internetowych źródeł. Ale równie dobrze można wziąć jakąś tangową gazetkę i poruszać się po reklamach. Wybór jest ogromny i właściwie po to aby nie zwariować warto zrobić chyba trzy rundy. Pierwsza runda w sprawie butów to wizyta powiedzmy w dziesięciu sklepach (więcej chyba nie ma sensu bo każdy sklep to dziesiątki jeśli nie setki fasonów i kolorów), przymierzanie i robienie notatek (zdjęć nigdzie nie dają robić).  Ewentualnie można sobie kupić jakąś jedną parę butów. Druga runda to już wybieranie tego na co macie ochotę i kupowanie jeśli akurat jest rozmiar (problemy i technika kupowania są opisane w innym miejscu blogu). Można też ustalić kiedy spodziewają się rozmiarów w fasonach, które chcecie kupić, a aktualnie ich nie ma (oczywiście to Argentyna więc wszystko jest orientacyjne). Trzecia runda to sprawdzanie czy już są te oczekiwane buciki. Często w sklepach z butami są też elementy stroju, a w dodatku czasem można je tam uszyć na zamówienie. Jeśli chodzi o ubrania to jednak tańsze są specjalistyczne pracownie (adresy w ogłoszeniach gazetowych). Męskie spodnie tangowe zdecydowanie rekomenduję u Miguela (my best Amigo), zgodnie z odpowiednim wpisem w tym blogu.

Oczywiście można przyjechać na miejsce zupełnie bez rozeznania i odbyć przygodę. Trzeba mieć tylko adres do pierwszego miejsca związanego z tangiem. Tam znajdziecie tangowe darmowe miesięczniki w stylu „El tangauta” czy „B.A. Tango”, a w środku setki adresów i telefonów szkół, sklepów, mistrzów, milong itp.

To juz koniec (chyba, że dopisze jeszcze coś Joasia „z offu”).

janusz