Słów kilka o niedzieli

16 marca – niedziela.

Noc z poważnym kryzysem  przeziębieniowym Asi. Rano biegnę do apteki (Joasia znalazła w Internecie spis aptek dyżurnych w Buenos) po jakiś inhalator, który mógłby ułatwić Asi przeżycie. Znowu brak hiszpańskiego okazuje się  nielada przeszkodą. Tylko wyjątkowa jak na Joasię zapobiegliwość pozwoliła mi dokonać odpowiedniego zakupu. Dyżurna apteka oczywiście zamknięta. Jest okienko jak w polskich aptekach dyżurnych ale przez okienko tu się nie rozmawia, a jedynie przyjmuje pieniądze i wydaje leki. Nie rozmawia się to znaczy to co czytasz: po prostu personel cię przez otwarte okienko nie słyszy i nie widzi – jesteś „aires”, jesteś powietrzem tak jak na milondze w oczach Argentynki z pierwszej ligi tangowej dopóki nie oceni cię w tandzie z inna partnerka. Tyle tylko, że tu nie ma jak sie pokazać. Trzeba skierować się za długą strzałką, podejść do trzeszczącego domofonu i bez kontaktu wzrokowego – w którym mógłbyś gestykulować czy robić uroczo bezradne miny – głośno i wyraźnie (jak do mojej mamy) powiedzieć o co ci chodzi. Oczywiście angielski nie działa. Ale przezorna Asia napisała mi ze słownikiem w ręku kilka słów po hiszpańsku. Czytam je więc w dość przypadkowej kolejności: „duży, bardzo proszę, nie, nos, lekarstwo, oddychać, trzeba, bardzo proszę …” . W odpowiedzi słyszę minutowe przemówienie jak mi się wydaje zakończone pytajnikiem. Więc robię co mogę ale już sprawniej mi się czyta (jestem nieco dyslektyczny więc to w ogóle problem): „trzeba nos duży bardzo proszę lekarstwo nie oddycha…” (albo coś podobnego). I na wszelki wypadek dodaję: „nie hiszpański”. Cisza. Po chwili widzę kontem oka, że ktoś otwiera okienko, i przywołuje mnie wdzięcznym latynoskim władczym gestem z głośnym strzałem z palców. Miły młody facet, rozglądając się uważnie czy to aby nie podstęp i czy go ktoś przez to okienko zaraz nie wyciągnie w celu uzyskania okupu w  postaci działki narkotycznych leków po kolejnym kwadransie dyskusji wydaje mi krople i inhalator. Mój mały sukces tego ranka. Inny sukces to pozyskanie kolejnej godziny życia w związku z przestawieniem czasu na zimowy (brzmi to głupio w kontekście 28 st. C).

Leki niemal od razu sprawiają jakąś ulgę. Jemy śniadanie. Po śniadaniu Ja zasiadam do bloga, Asia wreszcie się przesypia, a Wojtek idzie z A&A zobaczyć kolejne cuda Buenos.  Około 17 wyskakuję na sałatkę i kanapkę (oraz po kanapkę dla Asi) do The Coffee Store. Robią tam z ciemnego pieczywa fajną kanapkę z mazistym pleśniowym serem, rucolą i mieszaną sałatą oraz z „sercem palmy”. Wytrawna, smakowita i świeża. Trzeba ją tylko jeść nożem i widelcem bo inaczej się rozpada.

Około 18 spotykamy się aby pojechać we trójkę (A&A i ja) na milongę do Plaza Bohemia.  Udajemy, że jesteśmy oddzielnie. Aldona ląduje w środku strefy dla „Pań z drugiej ligi” tangowej, a my z Arnoud w kącie przy kiblu. Mamy co prawda wystawkę pań na przeciwko po skosie ale to „pierwsza liga” dla której nie istniejemy. Jestem pewien, że moglibyśmy zrobić na ich oczach harakiri, a ich godność osobista nie pozwoliłaby  tego dostrzec. Przez dwie godziny wgapiamy się w nie probując złapać jakieś spojrzenie. Całkowicie bezskutecznie. Po prostu tylko nam się wydaje, że istniejemy. Arnaud śledzi linie wzroku faceta, który siedzi po jego prawej stronie (tam zaczyna się pierwsza liga męska) ale nie odkrywa jak facet to robi, że ciągle tańczy. Zaczynam się zastanawiać czy aby nie zacząć rzucać papierowymi kulkami lub strzelać z procy. Coraz poważniej wracamy do pomysłu laserowego wskaźnika konferencyjnego.  Jednocześnie nie do uwierzenia ale Aldona mimo słabego miejsca i braku okularów (co utrudnia jej widzenie czy jest proszona, czy może proszą sąsiadkę) tańczy co chwila (i tylko dwie tandy z Arnoud). Wreszcie na kwadrans przed naszym wyjściem wyrywa mnie blondynka w średnim wieku (wyciągnęła szyje jak żyrafa i mrugała oczami jak szalona). Okazało się, że jest Kanadyjką, a jej babcia była Polką. Miła tanda i wyjątkowo mogliśmy rozmawiać, choć głownie o tym, że oboje nie rozumiemy dlaczego Argentyńczycy tyle gadają wokół tańca.

Zaraz potem do domu, gdzie czekał na nas Wojtek, z którym byliśmy umówieni na pójście na argentyńską wołowine do Anastasji (Bulnes esq. Cabello, Palermo).  Na wejście „szampan” Brut – zbyt mało delikatny. Kolacja bardzo smaczna, a Arnaud jako rodowity Francuz wybrał fajnego argentyńskiego Malbeca – reserva. Ja z Aldoną wybraliśmy „ojo” (czyli „oko” wołowiny, a Wojtek i Arnaud krzyżową. Wszytko tak jak za pierwszym razem (soczystość, tłuszczyk itp)  tylko, że „ojo” bardzo delikatne. Jako strzemiennego podano nam lekki likier brzoskwiniowy (moim zdaniem umiarkowanej jakości tak zresztą jak i espresso). Wziąłem jeszcze sałatkę do domu dla Joasi.

Zrobiła się północ i postanowiliśmy podjechać na dwie godzinki do El Beso. Ku naszemu zdumieniu nie zostaliśmy w ogóle wpuszczeni z powodu panującego tam dziś tłoku. Nie pomogły tłumaczenia, że będziemy stać przy barze i nie potrzebujemy stolika. Nie i już.

Powrót do domu, a jutro rano jesteśmy umówieni na kawę w The Coffee Store i zakupy u Diora. Później lekcje.

janusz

Tagi: , , , , , , , , , , , , ,

Komentarze 3 to “Słów kilka o niedzieli”

  1. Ela G. Says:

    Cześć Wszystkim! Kochani, cieszcie się słońcem! U nas deszcz leje, jest szaro z niewielkimi przejaśnieniami, jutro ma być w nocy -7 a w środę śnieg.
    Januszu, kiedy czytam Twoje opisy argentyńskiej wołowiny od razu robię się głodna. Z powodzeniem mógłbyś zostać autorem kulinarnego bestselleru. Ostatnio nasza Zuzia po przyjściu ze szkoły zapytała mnie ” Mamo, czy dzisiaj na obiad może być kurczak pieczony? Nie, bo obiad już jest zrobiony ale jutro może być – dopowiedziałam. To dobrze! – mówi Zuzia, bo dzisiaj na plastyce wyklejałam kurczaczki na pisankach i ślinka mi naleciała.”
    Ściskam Was wszystkich i życzę zdrowia Joasi,
    buziaki
    Ela

  2. Ela G. Says:

    Hejo!
    Śnieg pada! Czy możecie nam podesłać trochę tego nieznośnego upału?!
    EG

  3. Zimki2 Says:

    Reklamacja!
    Jestem chory i co godzine sprawdzam Wasz blog, w nadziei na przeczytanie najswiezszej relacji z BA i w przekonaniu, ze jedynie duza dawka endorfin zwiazana z lektura moze pomoc w przezwyciezeniu mojej grypy. A tu nic.. :))
    Pozdrawiamy Was gorrraco, sciskamy i calujemy!
    r (i k)

Dodaj komentarz