Posts Tagged ‘Dior’

Upał

18 marca, 2008

17 marca – poniedziałek.

Upał. Od rana gorąco – niemal 30 st C w cieniu i duża wilgotność. Po wyjściu spod prysznica człowiek już nie wysycha. Nie wysycha. Nie do wieczora. Po prostu nie wysycha.

Joasia ma się lepiej ale z rana została w domu. My z Wojtkiem wybieramy się na śniadanie do The Coffee Store gdzie jesteśmy umówieni z A&A. Jemy rogaliki, popijamy kawę i planujemy dzień. Lubię to słonawo-słodkawe połączenie „stostowanych” rogalików przełożonych żółtym serem i szynką. Espresso z Ethiopian Harrar jak na tutejsze warunki jest wyśmienite. W Europie w wielu miejscach podają lepszą kawę (a przynajmniej taką, która mi bardziej smakuje). W Argentynie kawa zazwyczaj jest nadmiernie wytrawna jak na mój gust. A często sprawia wrażenie niemal przepalonej. Po śniadaniu wybieramy się do lokalnego centrum handlowego w sprawie zakupów u Diora. Arnaud znajduje coś fajnego dla siebie, a Wojtek jest zawiedziony bo wszystkie „garniaki” są oględnie mówiąc zbyt klasyczne na jego gust. Probuję odebrać Asiny pierścionek po jego przeróbce ale nikt w sklepie nie rozumie o co mi chodzi. Muszę tu wrócić z Asią jako tłumaczem i posiadaczem kwitka. Dalej: Wojtek idzie swoja drogą, a my we trójkę idziemy przez miasto w kierunku sklepów z butami, do których chcą zajrzeć A&A. Po drodze szukamy jakiegoś kantoru, żeby Aldona mogła płacić gotówką (co jest najkorzystniejsze) ale kantory są tu niemal tajne i zdecydowanie ukryte. Polecam nam zapytanie policjanta, a ten uprzejmie prowadzi nas na drugą stronę ulicy, wciska dzwonek na futrynie jakiś zwykłych drzwi i już możemy zrobić wymianę.

Teraz, po przejściu 10 kwartałów w poszukiwaniu sklepu z tangowymi butami „Raquel” (www.raquel-shoes.com) lądujemy pod adresem Arenales 1974. Klatka schodowa jak tysiące innych i pewnie gdyby ktoś przypadkowy nie powiedział nam (widząc nasze zamieszanie), że tango shoes to trzeba wcisnąć trzecie piętro nie wiedzielibyśmy co zrobić. Winda prowadzi wprost do mieszkania, w którym jest wystawionych kilkadziesiąt męskich i damskich modeli. Aldonie tylko jedne się podobają ale nie ma jej rozmiaru.

Wykończeni upałem i długim w tych warunkach aż półtorakilometrowym spacerem siadamy napić sie wody. Trudno mi sobie wyobrazić przeżycie tego dnia z jakąs inną aktywnością niż wysiłek włożony w oddychanie i bicie serca. Wsiadam w taksówkę i jadę na indywidualną lekcję z Vilmą, gdzie mam nadzieję zastać już Asię. Vilma jak zwykle absolutnie urocza, pogodna, dowcipna i skrupulatna (a do tego w tej duchocie w ogóle się nie poci!). Znowu, postawa, kroki, prowadzenie – basic. Tym razem wydaje mi się bardziej spójna z przekazem płynącym od Fernando. Co chwila „popiskuje” gdy tylko wytrącam ją z osi. Nie ma lepszego sposobu wrócenia do pionu – przecież nikt nie chce okrutnie zamordować uroczej myszki. Idzie nam chyba coraz lepiej. Zaraz potem półtorej godziny zajęć grupowych. Nie wiem jak Fernando i Vilma to robią ale przy zmiennym składzie grupy to wszystko wciąż ma sens. Zawsze zaczynają od techniki – chodzenie, postawa, piwoty, zmiany kierunku w ruchu i tp., a później dobierają jakąś prostą sekwencję, na której my ćwiczymy właśnie tę technikę, a oni chodzą i korygują. Dużo zmian w parach. Czasem coś sami pokazują (ale bez żadnych wystrzałowych efektów tylko z niesamowitą precyzją). Jest bardzo miło. Niemiec, który ostatnio rzucił się Vilmie do nóg i na nią krzyczał nie przychodzi już na zajęcia.

Po lekcjach staramy się do jechać na spotkanie z Wojtkiem – chcemy z nim coś zjeść, a także zobaczyć czy coś sobie wybrał z ubrań w znanym centrum handlowym „Abasto” (przy stacji metra C. Gardel). Taksówka stoi w smogu, więc wychodzimy z niej i dojeżdżamy metrem. Temperatura w kolejce jest bliska piekielnej.

0803_robocze_bsas-478.jpg

Idziemy zjeść mały lunch do „porządnie” wyglądającej włoskiej restauracji – Pertutti.

0803_robocze_bsas-477.jpg

Nie znoszę takich miejsc, które wyglądają jakby nie miały właściciela, a więc jakby nikt nie odpowiadał za jakość. Ale jest tuż obok, bardzo czysto wygląda a w środku faceci w garniturach kończą swój biznesowy lunch. Silnym sygnałem ostrzegawczym jest podanie jako „czekadełka” serka topionego (!). Joasia bierze łososia z rusztu, a ja pastę (a konkretnie spagetti) z owocami morza. Łosoś jest przypalony i trocinowaty bo robiony z mrożonki i przegrillowany. Mój makaron jest jakąś kleistą papą, a i z całą pewnością te rozgotowane kluchy to nie spagetti. Na wierzchu dla ozdoby jedna muszla (bez jadalnej zawartości) i jedna wielka krewetka w całości (nie sprobowałem jej w tym kontekście). Reszta to mazia o nieprzyjemnym jednolitym absmaku. Myślę, że nie dam rady mimo głodu. Po kilku widelcach Joasia stawia na baczność kelnera i głosem nieznoszącym sprzeciwu przywołuje kierownika sali (chyba po raz pierwszy w jej życiu, bo to ja jestem specjalistą od regulowania jakości usług). Następnie bez podnoszenia głosu ale z mocą maszyny parowej (ciśnienie wyraźnie wychodzi jej już uszami) oświadcza, że łosoś jest źle zrobiony i przypalony ale przynajmniej jest… łososiem natomiast to … * jest niezgodne z zamówieniem: z pewnością nie jest to spagetti i na pewno nie jest jakimkolwiek makaronem aldente i za to … * nie zapłacimy. Kierownik w 15 sekund przyniósł rachunek bez wliczonego mojego pseudomakaronu.

W Abasto zjadamy po rogaliku, wypijamy jakiś sok, wodę i idziemy z Wojtkiem do Diora. Trudno uwierzyć ale jest jeden garniak uszyty jakby specjalnie dla naszego syna – idealnie leży ale co więcej jest połączeniem odwiecznej klasyki i młodzieżowej nowoczesności. I do tego relatywnie naprawdę tani. Wojtkowi bardzo się podoba ale aby uniknąć zobowiązań wobec nas, z obojętną miną przypomina, że rzadko chodzi w garniturach (co sugeruje, że nie będziemy mogli wymóc w przyszłości aby ubrał się w niego „na imieniny cioci” jeśli akurat nie będzie miał nastroju). Bierzemy. I jesteśmy dzielni bo nie dajemy już obsłudze wcisnąć koszuli, krawata, skarpetek, paska, majtek, chusteczki do butonierki i butów ani nawet spinek do mankietów.

Teraz powrót do tangowych potrzeb. Zaglądamy do sklepu vis a vis – Artesanal – gdzie królują koty, niskie ceny i wygoda dla stóp.

0803_robocze_bsas-484.jpg

Z damskich bucików niestety nic nie było odpowiednie dla Joasi. Mnie męskie modele zwyczajnie się nie podobały (choć bardzo komfortowe w noszeniu), a zresztą postanowiłem już nie kupować butów dla siebie (lubię tańczyć w tangowych tenisówkach), chyba żebym zobaczył coś wyjątkowego, naprawdę wyjątkowego. Chcę już wyjść i oto, kątem oka na półce z „resztkami”, widzę kształt niespotykany, wyjątkowy, elegancki, stylowy. Kształt kojarzący mi się z jakąś włoską sportową limuzyną z lat 30. Kolor brązowo malinowy, obcas wielowarstwowy skórzany jak eleganckie słoje szlachetnego drewna. Wykończenia wężową skórą. Żadnych wiązań, gumek itp – ekskluzywne wsuwane buty na miarę. Są w jednym egzemplarzu. Mierzę i … odrobinę za długie ! Przekładam wkładkę ze swoich Eco i nic – tylko ciasno ale długość ta sama. Pół numeru (a może i cały numer bo od upału jestem przecież podpuchnięty). Nie, nie mają innego egzemplarza i nie będą mieli. Są idealnie wygodne! Marzenie, ale 42 a nie 41,5. Gdyby były sznurowane (co oczywiście dawałoby im bardziej zwyczajny wygląd) nie zastanawiałbym się ani chwili ale to wsuwki i lata mi pieta… Pamietam jak miałem 4-5 lat i pomieszkując u babci czekałem pewnego popołudnia na film w czarno-białym telewizorze „Myszka Miki” Disney’a. To były czasy jednego programu TVP, drewnianych klocków, zabaw patykiem w kałuży i nawet gry w kapsle jeszcze nie wymyślono. Istniało też przekonanie, że dzieci powinny drzemać w dzień. Obiecano mi, że ja zgadzam się na drzemkę, ale zostanę obudzony na Myszkę Miki. Wobec takiego kontraktu szybko zasnąłem, ale „dla mojego dobra” bo „tak słodko spałem” nie obudzono mnie na czas. Mój świat niemal runął gruzach. Nie byłem w stanie uwierzyć w to co się stało. Podobnie z tymi butami. Od dzieciństwa nie czułem takiego zawodu. Dalszy ciąg dnia nie miał już żadnego sensu. Jeszcze gdzieś byliśmy, coś jedliśmy ale to wszystko już bez znaczenia…

janusz

* trójkropek w tekście nie oznacza tu żadnego brzydkiego słowa, a jedynie delikatny Joasiny przydech takie słowo sugerujący.